środa, 9 maja 2012

Kali chcieć, Kali móc

Singapur często nazywany jest 'Azją dla początkujących', co, poza wysokim stopniem rozwoju, różnorakimi wskaźnikami dobrobytu i relatywnie wysokim poziomem higieny, jest zasługą w dużej mierze faktu, że urzędowym językiem jest tu angielski. Jeśli ktoś kiedykolwiek był w Chinach, nawet w wielkich miastach jak Pekin, czy Szanghaj, to wie, że tam każda najprostsza rzecz, którą chce się załatwić, napotyka na barierę komunikacyjną, gdzie czasem nie pomaga nawet język migowy (z tym trzeba uważać, bo nasze gesty często w Azji znaczą zupełnie co innego).

 W Mieście Lwa problemu językowego zasadniczo nie ma, dlatego codzienna komunikacja nie była  powodem do stresu dla Matki Polki, która przez ostatnie pięć lat praktykowała w australijskich sklepach, kawiarniach, urzędach itp. wszelkie formy grzecznościowe typu: "Czy byłby pan tak miły i zechciał powiedzieć jak dojechać do punktu A?" (do przypadkowego przechodnia na ulicy), lub: "Czy mogłabym poprosić dwie kawy, dziękuję" (do sprzedawcy w kawiarni", albo: "Witaj, jak się masz, jaki miałaś dzień do tej pory?" (do pani w kasie). Wszystkie tego typu formy w Australii zawsze były normą i pretekstem do zagajenia ciut dłuższej rozmowy. W Mieście Lwa taki sposób codziennej komunikacji, zwłaszcza w 'lokalnych miejscach', może co najwyżej wywołać konsternację na twarzy rozmówcy, najczęściej jednak wywoła u niego grymas mówiący coś w stylu: "A ty z jakiej planety sie urwałaś?", by po chwili zmienić się w: "Mów większymi literami, bo nie wiem o co ci chodzi". No więc, chcąc nie chcąc, Matka Polka Bliźniaków musiała szybko zrezygnować z uprzejmości i przejść na formę komunikowania się o wiele prostszą i skuteczniejszą, w której generalną zasadą jest 'im mniej słów, tym lepiej', a najczęściej używanymi słowami są: 'no', 'yes' i 'can'. Do tego, liczebniki najlepiej pokazywać na palcach. I tak, zamawiając dwie kawy, mówi się po prostu: "Two kopi" (pospolita kawa singapurska to 'kopi' - mocny roztwór z kawy zmieszany ze słodzonym mlekiem skondensowanym z puszki). Dla pewności, najlepiej do tego pokazać dwa palce. Żadnych 'proszę', 'przepraszam' i tym podobnych! Na to sprzedawca najczęściej odpowie: "Yes, can can" (Tak, móc, móc), ewentualnie: "Can do" (Móc zrobić). Jeśli ktoś pije kawę bez mleka lub niesłodzoną, to ma problem i chyba musi iść do najbliższego Starbucks'a i zapłacić za kawę $6 - tam może nawet zaryzykować użycie krótkich form grzecznościowych :-).

Matka Polka Bliźniaków szybko adaptuje się do nowych warunków i choć normalnie pije kawę białą bez cukru, tu, odkąd na prośbę o więcej mleka do kawy, pani dolała jej jeszcze więcej mleka słodzonego z puszki, normalnie słodka kawa stała się akceptowalna. Z czasem też, niestety, i wrodzona ciekawość Matki Polki zostanie poskromiona. Zwykle bowiem ci co sprzedają, niewiele więcej umieją/chcą powiedzieć po angielsku poza: 'yes', 'no' i 'can, can', a Matka Polka ma zawsze wiele pytań, bo lubi wiedzieć co kupuje/zamawia i zawsze kończy się taka scena wezwaniem szefa, który tłumaczy nieco bardziej zaawansowanym angielskim, że np. w ryżu jest wołowina.

Ciekawe, czy po dwóch latach porozumiewania się w Singlish, człowiek będzie jeszcze w stanie mówić poprawnym angielskim? "Can, can"- pomyślała Matka Polka...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz