Po pierwsze, musisz mieć firmę przeprowadzkową, która na samym początku zapewni Cię, że już wcześniej na mniejszych powierzchniach zdarzyło jej się rozpakowywać więcej rzeczy - to pomoże Ci przezwyciężyć szok, jakiego doznasz po wjechaniu wszystkich kartonów do mieszkania.
Po drugie, najlepiej nie mieć żadnej wizji co do tego, co i gdzie ma stać/leżeć, bo ostatecznie będzie stać/leżeć tam...gdzie się zmieści.
Po trzecie, najlepiej szybko porzucić perspektywę codziennego relaksu na balkonie, w wygodnych fotelach, przy stoliku do kawy - relaks relaksem, ale dziecięcy stół do rysowania też musi przecież gdzieś stać.
Po czwarte, trzeba wierzyć w możliwości domowego schowka - choć mały i ciasny, pomieścić może więcej, niż normalny pokój (wprawdzie do większości rzeczy nie ma potem dostępu, ale kto by się tym teraz przejmował).
Po piąte, należy się cieszyć, że nie wzięło się z poprzedniego domu dwóch sof, stołu do kawy, stołu jadalnego z ośmioma krzesłami, zestawu sypialnianego z komodą i mebli ogrodowych - zawsze mogło być gorzej :-).
Po szóste, najlepiej być wtedy chorym i narastające poczucie bezradności i chęci ucieczki z domu zwalić na karb choroby.
Na koniec pozostaje tylko puknąć się w głowę i zapytać siebie samego: po co człowiek gromadzi tyle rzeczy i dlaczego ostatnia przeprowadzka niczego go nie nauczyła!