środa, 4 kwietnia 2012

Mucha nie siada

Będzie o czystości. Bo tej w Singapurze z pewnością nie brakuje i jest to coś co zauważa się od pierwszego zetknięcia z tym miejscem. Wszędzie co chwila ktoś coś sprząta, zmiata, odkurza, poleruje, piele. Śmieci i brud są często niewidzialne dla przechodzących obok lub nieistniejące, ale sprzątający i tak odruchowo wykonują swoje czynności, jak automaty. Rezultat – przyjemnie na ulicach i chodnikach, piękna, zadbana zieleń miejska, a w restauracjach nie trzeba po kryjomu wycierać krzesełek dla dzieci mokrymi chusteczkami, jak to często robiliśmy w Australii, którą skądinąd uważamy za czysty kraj. Przechodnie też są zachęcani do utrzymywania czystości, najczęściej wysokimi karami za brudzenie, ale też na przykład darmowymi workami foliowymi na mokre parasole, które po wejściu do centrów handlowych w czasie deszczu zwykle się składa i niesie ociekające wodą.

Dziś ze zniecierpliwieniem obserwowaliśmy jak obsługa w jednym z centrów handlowych czyściła plac zabaw dla dzieci przed jego otwarciem (wizyty na 5. piętrze centrum Paragon, które to piętro całe poświęcone jest dzieciom, na stałe weszły do naszego programu). Byłam pod wrażeniem. Panowie nie pozostawili ani centymetra bez odkurzenia, wytarcia na mokro i zdezynfekowania. Od dziś place zabaw nie będą nam się kojarzyć z objawami chorobowymi, które często następowały u nas po podobnych wizytach :-).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz