piątek, 13 kwietnia 2012

Deserownia

Lubimy nasz darmowy osiedlowy autobus (ang. shuttle bus). W sumie zawsze wiezie nas w to samo miejsce (ponoć największe w Singapurze centrum handlowo-rozrywkowe), ale za to za każdym razem w innym celu. Dziś, z okazji ‘dnia marudy’, który zaczął się wcześnie rano i zdawał się trwać cale wieki, mama wymyśliła, że jedziemy tam wszyscy na chiński deser. Szybka koordynacja czasowo-przestrzenna przy pomocy telefonów i po południu rodzinka spotkała się u wejścia do centrum łasuchów. Przyjemność była krótka, bo na desery, których zamówiliśmy 4, nie kazano nam długo czekać, a z talerzy zniknęły one w mgnieniu oka. Przysmakiem dzieci był pudding ryżowy o smaku kokosowo-jagodowo-fasolowym oraz pudding z kawałkami tofu i mango. Rodzice uraczyli się tym, na co nie skusiły się dzieci: bananowymi naleśnikami (zupełnie niepodobnymi do naszych naleśników) i kulkami ryżowymi z nadzieniem sezamowym, pływającymi w ciepłym mleku migdałowym. Za wszystko zapłaciliśmy niecałe 15 SGD. Mniam!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz