niedziela, 15 kwietnia 2012

Miejska dżungla

Dziś po południu, nasz darmowy autobus zabrał nas na wyspę Sentosa. No dobrze, nie bezpośrednio, aż taki super to on nie jest, ale do centrum handlowego, z którego najwyższego poziomu kolorowym  pociągiem ekspresowym dojechaliśmy po jakichś 7 minutach do jednej z plaż wyspy Sentosa polecanej dla rodzin z dziećmi - Palawan Beach. Hmm, no cóż, plaże na Sentosa, jakby to powiedzieć, bardzo mało przypominają te queenslandzkie. W skrócie, są bardzo ucywilizowane. Roślinność jest piękna i widziana z góry przypomina dżunglę, ale wszędzie wszystkiego pełno: ludzi, sklepów, barów, atrakcji turystycznych - jeden wielki park rozrywki. Wszędzie jest głośno, a ruch uliczny, ma się wrażenie, nie mniejszy niż w centrum miasta. Sama wyspa to raczej rozrywkowe osiedle Singapuru, ale jak się już człowiek na to nastawi, to można całkiem przyjemnie spędzić tam czas, a nawet przy odrobinie szczęścia... mieć kawałek plaży tylko dla siebie :-). Polecamy pójść przez uroczy drewniany most na mały cypelek z wieżyczką widokową - to, w świetle niektórych teorii, najbardziej południowy kraniec Azji. Tam mieliśmy tylko dla siebie kawałek plaży i wodę.


Wracając pociągiem i obserwując przez okno trasę na wyspę dla pieszych (wydawała się dość długa jak na spacer z wózkiem), Matka Polka zażartowała, że dziwi się, że w tak nowoczesnym mieście jak Singapur nie zrobiono na tej trasie tzw. travelators, czyli ruchomych platform, które są powszechne na wielu lotniskach i przyspieszają ruch. Mogłoby to naprawdę śmiesznie wyglądać. Wieczorem tego dnia, męża Matki Polki biegającego po okolicy, poniosło z wiatrem w kierunku Sentosy, gdzie na własne oczy zobaczył właśnie ten wynalazek. No nie, to dopiero początek, a Singapur już staje się taki przewidywalny...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz