czwartek, 19 kwietnia 2012

Lokalne przysmaki

Urok niskich cen żywności w Singapurze w niedalekiej przyszłości może okazać się zgubny. Trzy dolary za lunch (to 3-4 razy taniej niż płaciłam w Brisbane) skłaniają do kupna dwóch różnych lunchów, pod pretekstem nagłej potrzeby poznawania różnych kuchni świata. Do tego kupuje się jeszcze nieograniczoną ilość rożnych przekąsek, podjadaczy i zapychaczy, bo tutaj wszystkiego jest pełno, a jak coś kosztuje około jednego dolara, to w zasadzie nic nie kosztuje... Tyle że jak się te wszystkie rzeczy zsumuje, to wychodzi, że wydaje się suma sumarum niewiele mniej, a...zadek rośnie :-). Różnorodność jedzenia w Singapurze jest jednak tak ogromna, że już teraz wiem, że w ciągu dwóch lat planowanego tu pobytu nie zdążę spróbować wielu potraw i produktów. Dlatego na codziennych zakupach, których trasa coraz bardziej oddala się od wielkiego centrum handlowego i supermarketów, a coraz bardziej oscyluje wokół lokalnego ryneczku i tzw. mini-markt-ów (jak się już tam dojdzie, to wiele rzeczy kosztuje połowę tego co w supermarkecie), zaczynam wyszukiwać lokalne przysmaki. 
Dziś było niezbyt hardcorowo, ale w końcu mam dzieci, które muszę wykarmić czymś zjadliwym. Nasza codzienna 'afternoon tea' (czytaj: pacyfikacja płaczącej po drzemce dwójki maluchów przy pomocy żywności) odbyła się z udziałem dwóch rodzajów chrupków: krewetkowych i z tapioki, babeczek z dodatkiem zielonej fasoli (na pytanie czy to słodkie, pani sprzedawczyni odpowiedziała, że i słodkie i nie słodkie), małych tart z nadzieniem z czarnej fasoli (wyglądało i nawet smakowało jak czekolada), kulek ryżowych o smaku orzeszkow ziemnych, oraz egzotycznego owoca dragon fruit. Jakoś nigdy nie jadłam tego cuda w Australii i teraz żałuję, bo choć bez efektu 'wow', owoc jest bardzo przyjemny i orzeźwiający w upalne dni - mnie smakował jak mało słodki agrest. No i wyglądał bajecznie.

 
Nie będę oszukiwała kto zjadł najwięcej. Wiadomo przecież, że dzieci, zwłaszcza dwulatki, są bardzo wybredne jeśli chodzi o nowości, a jedzenie w tym wilgotnym klimacie nie może się przecież zmarnować, więc lepiej nie ryzykować z jego przechowywaniem ;-).

2 komentarze:

  1. Owoc wygląda ślicznie (jak Panna Cotta z makiem) , ciekawe jaka ma konsystencję ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miąższ jest nieco podobny do dojrzałego melona, ale bardziej kremowy i miękki na tyle, że bardzo łatwo da się pokroić lub wydrążyć łyżeczką. Skórka pod naciskiem łatwo się zapada, po czym poznaje się dojrzałość owoca. Pozdrawiam!

      Usuń