piątek, 27 kwietnia 2012

Różowe cudo

Ci, których temat kuchni nie interesuje, szybko się znudzą tym blogiem, bo wygląda na to, że kulinarnych doniesień będzie coraz więcej :-). Zachwycona swym ostatnim odkryciem owocu smoka (ang. dragon fruit lub, jak się później dowiedziałam, bardziej swojsko - pitaya), na lokalnym ryneczku zakupiłam pokaźną sztukę, by zaserwować rodzince na podwieczorek. Jakież było nasze zdziwienie, kiedy po grupowym przekrojeniu owoca na pół, oczom naszym ukazał się porażająco różowy miąższ, a spod noża popłynęła krwista strużka ciemnoróżowego soku! Powiało grozą... 

Owoc smakował podobnie jak ten z białym miąższem, choć chyba nieco więcej miał w sobie kwaśnego smaku. Okazało się, że była to jedna z odmian pitayi, jeszcze bogatsza w witaminę C, choć uboższa w wapń. Nasza mała dziewczynka od razu oszalała na punkcie różowego owoca, chłopiec zaś pozostał niezwruszony - z różowych potraw lubi jedynie różową wieprzowinę :-). Mąż chwycił za aparat, a ja w ciągu sekundy wymyśliłam nowy przepis kulinarny: lody waniliowe zatopione w puree z różowego miąższu pitayi (prawa autorskie zastrzeżone ;-)). Aby poznać rzeczywisty kolor pitayi, zdjęcia poniżej należałoby jeszcze oglądać przez różowe okulary :-).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz