czwartek, 12 kwietnia 2012

Lokalne klimaty

Po drugiej stronie głównej ulicy, przy której zaczyna się nasze osiedle, rozciąga się typowa singapurska dzielnica. Dwudziestominutowy spacer od nas i można doświadczyć wszystkiego co ‘lokalne’, od typowych państwowych bloków HDB, poprzez lokalny ryneczek i sklepiki z ‘mydłem i powidłem’, apteki odurzające wonią chińskich ziół, typowe jadłodajnie (tzw. hawkers place), aż po typowych mieszkańców owych bloków HDB, którzy otwarcie i z niemałym zdziwieniem witali Matkę Polkę z bliźniakami w wózku w swoich skromnych progach. Już odwykliśmy od wzbudzania sensacji wśród przechodniów - w Brisbane miało to miejsce najczęściej kiedy dzieci były mniejsze, no ale w Azji bliźnięta są wielką rzadkością, więc należy im okazać właściwe zainteresowanie.


W lokalnym hawkers place zjedliśmy lunch – plastry chudej wieprzowiny świeżo upieczone, na ryżu, z ogórkiem, lokalnym sosem i miseczką rosołku do popicia. Cena 3 SGD (tłusta wieprzowina kosztowała 4 SGD). 
 
Po około 15 minutowym poszukiwaniu drogi dla wózków dojechaliśmy do przedszkola numer dwa. W przedszkolu, oprócz dojazdu, w zasadzie wszystko nam się spodobało. Uderzyła nas czystość, wręcz sterylność tego miejsca i zasady z tym związane. Poza tym, że dzieci chodzą boso i są prysznicowane w połowie dnia, przed wejściem mają sprawdzaną temperaturę, dłonie, stopy i gardło. Jeśli coś jest nie tak, dziecko wraca do domu… Nie wolno przynosić nic z domu, nawet kocyka, ze względu na higienę. Program przedszkola oparty jest na filozofii Montessori i podchodzą tu do tego bardzo poważnie. Już dwulatki mają dwa dwugodzinne bloki edukacyjne dziennie – w każdym z nich każde dziecko spędza z nauczycielem 15 minut sam na sam na nauce Montessori. Poza tym uczą się angielskiego, chińskiego i wszystkiego co należy wokół siebie robić codziennie. Przedszkole ma zagwarantować, że wyjdzie z niego samodzielna wyedukowana jednostka społeczna. Trochę mnie to przeraziło i na razie nie wyobrażam sobie moich dzieci poddających się tej dyscyplinie, ale kto wie… Mając w pamięci wrzawę i spontaniczność, na jaką pozwolić sobie mogły dzieci w naszym przedszkolu w Brisbane, jakoś trudno mi uwierzyć, że w tej ciszy, czystości i porządku takie małe dzieci mogły być szczęśliwe. Tam nawet nie było porozrzucanych po podłodze zabawek i gdybym nie zobaczyła kilku ciekawskich dzieciaków zaglądających do nas przez drzwi, pomyślałabym, że jest akurat czas drzemki. No cóż, mamy trudny orzech do zgryzienia…

2 komentarze:

  1. oj rzeczywiscie wyglada to na dobrze dzialajacy miechanizm, zanim sie zorientujesz bliznaki wroca z przedszkola ugotuja sobie same kolacje, wykapia sie i pojda same spac:) kto wie moze system działa :) daj koniecznie znac jak sie maluchom wiedzie w nowej rzeczywistosci przedszkolnej.
    pozdrawiamy graco

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. He, he, i jeszcze nastawią pralkę, zmywarkę i rodzicom film do oglądania - marzenie ściętej glowy :-)!

      Usuń