Po drugiej stronie głównej ulicy, przy której zaczyna się nasze osiedle, rozciąga się typowa singapurska dzielnica. Dwudziestominutowy spacer od nas i można doświadczyć wszystkiego co ‘lokalne’, od typowych państwowych bloków HDB, poprzez lokalny ryneczek i sklepiki z ‘mydłem i powidłem’, apteki odurzające wonią chińskich ziół, typowe jadłodajnie (tzw. hawkers place), aż po typowych mieszkańców owych bloków HDB, którzy otwarcie i z niemałym zdziwieniem witali Matkę Polkę z bliźniakami w wózku w swoich skromnych progach. Już odwykliśmy od wzbudzania sensacji wśród przechodniów - w Brisbane miało to miejsce najczęściej kiedy dzieci były mniejsze, no ale w Azji bliźnięta są wielką rzadkością, więc należy im okazać właściwe zainteresowanie.
W lokalnym hawkers place zjedliśmy lunch – plastry chudej wieprzowiny świeżo upieczone, na ryżu, z ogórkiem, lokalnym sosem i miseczką rosołku do popicia. Cena 3 SGD (tłusta wieprzowina kosztowała 4 SGD).
Po około 15 minutowym poszukiwaniu drogi dla wózków dojechaliśmy do przedszkola numer dwa. W przedszkolu, oprócz dojazdu, w zasadzie wszystko nam się spodobało. Uderzyła nas czystość, wręcz sterylność tego miejsca i zasady z tym związane. Poza tym, że dzieci chodzą boso i są prysznicowane w połowie dnia, przed wejściem mają sprawdzaną temperaturę, dłonie, stopy i gardło. Jeśli coś jest nie tak, dziecko wraca do domu… Nie wolno przynosić nic z domu, nawet kocyka, ze względu na higienę. Program przedszkola oparty jest na filozofii Montessori i podchodzą tu do tego bardzo poważnie. Już dwulatki mają dwa dwugodzinne bloki edukacyjne dziennie – w każdym z nich każde dziecko spędza z nauczycielem 15 minut sam na sam na nauce Montessori. Poza tym uczą się angielskiego, chińskiego i wszystkiego co należy wokół siebie robić codziennie. Przedszkole ma zagwarantować, że wyjdzie z niego samodzielna wyedukowana jednostka społeczna. Trochę mnie to przeraziło i na razie nie wyobrażam sobie moich dzieci poddających się tej dyscyplinie, ale kto wie… Mając w pamięci wrzawę i spontaniczność, na jaką pozwolić sobie mogły dzieci w naszym przedszkolu w Brisbane, jakoś trudno mi uwierzyć, że w tej ciszy, czystości i porządku takie małe dzieci mogły być szczęśliwe. Tam nawet nie było porozrzucanych po podłodze zabawek i gdybym nie zobaczyła kilku ciekawskich dzieciaków zaglądających do nas przez drzwi, pomyślałabym, że jest akurat czas drzemki. No cóż, mamy trudny orzech do zgryzienia…
oj rzeczywiscie wyglada to na dobrze dzialajacy miechanizm, zanim sie zorientujesz bliznaki wroca z przedszkola ugotuja sobie same kolacje, wykapia sie i pojda same spac:) kto wie moze system działa :) daj koniecznie znac jak sie maluchom wiedzie w nowej rzeczywistosci przedszkolnej.
OdpowiedzUsuńpozdrawiamy graco
He, he, i jeszcze nastawią pralkę, zmywarkę i rodzicom film do oglądania - marzenie ściętej glowy :-)!
Usuń