czwartek, 10 maja 2012

Limit na graty

W drugim najbardziej zaludnionym państwie świata (liczba ludności w Singapurze w 2011 przekroczyła już 5 milionów, nie licząc turystów), jednym z najbardziej rzadkich i cennych dóbr jest przestrzeń. Ceny metra kwadratowego, nawet w przypadku brzydszych i gorzej sytuowanych nieruchomości, przyprawiają o ból głowy i bezsenność, zwłaszcza tych, którzy przybyli tu z przekonaniem, że Azja jest 'tania'. Poszukujący mieszkania do wynajęcia szybko zauważą, że im młodszy blok, tym mniejsze mieszkania i pokoje. Trzy sypialnie z salonem i kuchnią w bloku ponad 10-letnim to ok. 170 metrów kwadratowych. W bloku kilkuletnim lub całkiem nowym, to już tylko 120, a czasem i mniej. Pół biedy, jeśli w mieszkaniu jest schowek, ale jeśli go nie ma, pojawia się problem, gdzie trzymać te wszystkie graty, które człowiek nagromadził i nie chce wyrzucić. 

Problem ten stał się ostatnio ogólnym problemem społecznym w Singapurze, prasa w ostatnich dniach odnotowała bowiem incydenty pożarów w blokach HDB (publiczne budownictwo mieszkaniowe) spowodowane właśnie nagromadzonymi przez mieszkańców na klatkach schodowych gratami, które stały się nie tylko siedliskiem ognia, ale i przeszkodą w czasie ewakuacji ludności. No i jak to w porządnym państwie, zaraz rząd singapurski zwrócił się oficjalnie do wszystkich obywateli z apelem o niepozostawianie gratów w publicznych przestrzeniach bloków. My dostaliśmy nawet specjalny list od zarządcy budynku w tej sprawie, a też nie jesteśmy bez grzechu, bo na klatce przetrzymujemy bliźniaczy wózek.

W relacji prasowej z miejsca pożaru opisywano, że rzeczy przetrzymywane na klatce sięgały w niektórych miejscach nawet sufitu, a były tam między innymi materace, maszyna do gotowania ryżu oraz suknia balowa. W wywiadzie zaś, jeden z mieszkańców odpowiedzialnych za pożar wyraził głęboki smutek z powodu utraty swojego dobytku oraz co gorsza, obarczenia go winą za pożar przez lokalną społeczność. Przecież on te rzeczy trzymał na klatce tylko tymczasowo i nazajutrz miał je przewozić do innej lokalizacji, a poza tym to nie jego wina, że mieszkania są tak małe i w środku najzwyczajniej brakuje miejsca. "No space to put..." - westchnął rozżalony.

Myślę, że zaradny rząd singapurski, znany z restrykcjonowania wielu innych sfer życia, powinien w związku z 'problemem kurczącej się przestrzeni' wprowadzić limit na ilość gratów, jakie posiadać może obywatel w zależności od wielkości mieszkania. Sama dobrowolnie i z wielką chęcią poddałabym się takiemu zarządzeniu :-).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz